O mnie

Moje zdjęcie
Jaka jest Katiuszka? Jestem zbieraniną fragmentów, których nie można poskładać w jedną,logiczną całość, ponieważ wykluczają się wzajemnie i stale się zmieniają. Ciekawią mnie ludzie i ich relacje ze światem.

poniedziałek, 24 września 2012

Gorący piątek

Po czwartkowych wyczynach flachowców, w piątek przed południem podjechałam na budowę trochę po szefować czytaj po popatrzeć fachowcom na ręce. Na pierwszy rzut oka było widać, że panowie stawili się na miejsce a robota aż im się kurzy w rękach. Przy bliższym podejściu okazało się, że panowie chlapnęli to i owo na rozgrzewkę, syf dookoła, którym zupełnie się nie przejmują a moim oczom ukazały się puste butelki rozstawione na tarasie. Oczywiście flachowcy pracowali na rusztowaniach więc nie muszę Wam pisać jak się zestresowałam sytuacją. Jan musiał siedzieć w pracy ale dzielnie wspierał mnie przez tel. wzywając kierownika budowy. Przez kilka godzin trwały przepychanki z flachowcami, którzy jak się okazało nie mają pojęcia o prawidłowym ocieplaniu budynków. Siedząc w samochodzie, bezradnie przyglądając się flachowcom na kiwających się rusztowaniach, w myślach prosiłam  o Boską interwencję. Jan wrócił z pracy i po konsultacji z kierownikiem budowy nie było mowy by panowie kończyli tą robotę. Nie łatwo jednak tak zwyczajnie powiedzieć sio takim robotnikom. Nie obyło się bez wizyty na komisariacie, badaniu alkomatem a przy tym wyzwiskach na pół wioski oraz grożeniu śmiercią mojemu mężowi, z uwzględnieniem miejsca w którym zakopią zwłoki jak im nie zapłaci. 
Teraz jak to piszę, te wszystkie wydarzenia trącą niemal groteską, która w piątkowy wieczór wydawała się realnym zagrożeniem o życie oraz obawą o dom.  Powiada się, że Bóg nie jest rychliwy ale sprawiedliwy więc zesłał nam wparcie sąsiada z za płota, który czuwał w nocy oraz koleją sprawdzoną ekipę fachowców.
W sobotę za to Jan miał wolne i całą rodzinką wybraliśmy się na długi, od stresowujący spacer. Chłopcy niemal nie schodzili z Jana przez cały dzień. Natomiast wieczorem, po raz pierwszy siedzieliśmy w naszym domku, ogrzewając się ciepłem kominka oraz naszymi marzeniami.


2 komentarze:

  1. Po TAKICH przepychankach spokojny spacer z rodziną i marzenia o przyszłości przed kominkiem to chyba najlepsze ukojenie nerwów. Masz wspaniałego Jana, kochana. A On ma Ciebie!
    Przytulam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nerwy ukojone a Jan... co tu dużo pisać, sama widziałaś, jest super;). Przytulenie oczywiście odwzajemniam :)

    OdpowiedzUsuń