O mnie

Moje zdjęcie
Jaka jest Katiuszka? Jestem zbieraniną fragmentów, których nie można poskładać w jedną,logiczną całość, ponieważ wykluczają się wzajemnie i stale się zmieniają. Ciekawią mnie ludzie i ich relacje ze światem.

sobota, 18 sierpnia 2012

Dzień na luzie

Mój dzisiejszy dzień rozpoczął się wczesnym porankiem około 4. Krzysiaczek wdrapał się nam do łóżka i zażądał przytulania. Później było już tylko gorzej, picie, siku, przewalanki, szperanie w telefonie i takie tam. Normalnie nie dał mi zasnąć mimo bardzo bolesnego sprzeciwu moich oczu na podnoszenie powiek. Nic to, kropelki poszły w ruch i jakoś przetrwałam do... w zasadzie nie wiem, która to była godzina kiedy to szanowny Małż obudził się i przejął kontrolę nad szarańczą a ja mogłam spokojnie poleżeć. Czasami właśnie takie mam wrażenie, że nie mam w domu dzieci tylko szarańczę, która oblepia mnie z każdej możliwej strony i jest tak upierdliwa, że ho ho. Tak dzisiaj był ten z nielicznych dni w miesiącu kiedy to mój Jan był w domu. Wstałam jednak z bólem głowy i oczu( od krzyków i niedospania) ok 10( wow!!) po tekście małżonka, że jak tak dalej pójdzie będzie mi musiał odleżyny leczyć ;) I w zasadzie, mimo tak niezbyt ciekawego poranka, ten dzień przechodzi do historii jako dzień na pełnym luzie. Jako dzień w którym nic nie musiałam( rodzice wybyli z domu hurrraaa!!) a chciałam. Mogę nawet stwierdzić, że odpoczęłam. Z TV nie sączyły się koszmarne wiadomości (np. o aferze Amber Gold bleee) ani debilne seriale typu Malinowski i partnerzy czy Trudne sprawy, które z upodobaniem śledzą moi rodzice. Nie musiałam zbytnio uciszać dzieci bo same z siebie były jakieś takie grzeczniejsze. Miałam czas na przemyślenie kilku spraw i stwierdzenie, że to co tu piszę jest dla mnie ważne. Nie mogę tak zwyczajnie przekreślić 10 lat bycia w sieci. Postaram się zatem być częściej i tak jak dawniej z zaciekawieniem wypatrywać nowych wpisów znajomych blogowiczek.
Czyżby powiew świeżości...;) Zapewne po dzisiejszym dniu coś zeszło ze mnie. Mogę spokojnie zamoczyć nogi w misce a Jan właśnie do łapki podaje mi puszkę z SHANDY. Zatem zapowiada się dobry wieczór pt kiedy dzieci już śpią to rodzice mają czas na...;)

piątek, 17 sierpnia 2012

Ja się pytam..

... czy można być jeszcze normalnym dorosłym, po prawie 7 latach przebywania w domu z dziećmi? Czy można nie zwariować kiedy każdego dnia poziom decybeli produkowanych przez dzieci, przewyższa dopuszczalne możliwości odbioru matki? I ja się pytam, co zrobić kiedy ma się w domu dwa koguty? Wkraczać do akcji, uciekać czy przeczekać z do pierwszej krwi?
Wmawiam sobie, że kiedyś to minie. Na tą chwilę jestem wypalona jako matka. Brak mi jakichkolwiek argumentów słownych i siły. Ktoś może pomyśleć, że już zwariowałam ale chciałabym spędzać z dziećmi mniej godzin. Wolałabym być matką taką na 100% przez kilka godzin dziennie z radością bawiąc się z dziećmi, niż taką jak jestem teraz. Zmęczona i zniechęcona przeczekuję każdy dzień do godziny 20. Nie wiem czy wrzesień przyniesie to na co czekam ale wiem, że przyniesie pewną zmianę w naszym życiu. Powoli będę przyzwyczajała się do zakończenia kariery kobiety domowej. Kiedy placówki wychowawcze przejmą opiekę nad moimi dziećmi będę mogła krzyczeć świecie przybywam. Zastanawiam się tylko czy ja jestem gotowa na ten świat i czy świat jest gotowy na mój powrót;)

środa, 15 sierpnia 2012

Niecierpliwość

Ostatnio przeżywam apogeum niecierpliwości a na dodatek te siedzenie( już prawie rok) u rodziców co raz bardziej odbiera mi energię życiową. Kolejny miesiąc mija mi na czekaniu, więc cała jestem czekaniem. Jak sobie z tym poradzić? Nie wiem! Zwijam się w sobie, sprężynuję a to znowu odbijam się od ścian jak mała piłeczka. Rozważam na wszelkie sposoby swój byt w wirtualnym świecie. Czy jest sens? Czy jeszcze potrafię? A może to właśnie sposób by nie zapadać się w sobie i przeczekać tą niecierpliwość? No dobra, pora otworzyć okno i przewietrzyć ;)
Jestem po operacji drugiego oka i widzę na tyle dobrze, by siedzieć przed monitorem bez okularów. Wow nawet nie wiecie, jakie to dla mnie fantastyczne uczucie siedzieć w restauracji i widzieć wyraźnie oddalone twarze ludzi. Cieszę się (mimo jakichś obaw), że zdecydowałam się na korekcję wzroku. Jeszcze tylko kilka tygodni zakrapiana oczu i tyle.
Ta moja niecierpliwość wynika z czekania na to, by cokolwiek zaczęło się dziać na naszej budowie. Póki co ciągle czekamy na podłączenie kanalizacji a po niej gazu. Być może w przyszłym tygodni Fachowiec raczy do nas już dotrzeć. Każdy dzień mija mi na myśleniu nad doborem kolorów oraz materiałów pasujących do wykończenia naszego domku. Gubię się w tym, bo nie wiem czy aby na pewno to a nie tamto mi się podoba. Niestety w tym temacie jestem monotematycznie nudna aż do bólu i nikt już nie chce ze mną rozmawiać.
Czekam też na wrzesień a wraz z nim powrót Antosia do szkoły. Krzysiu po raz pierwszy pójdzie do przedszkola i jestem ciekawa jak sobie poradzi w nowym otoczeniu. Od września będę miała odrobinę czasu więcej dla siebie, być może złapię dystans, pomyślę nad tym co mogłabym z sobą zrobić w jakim kierunku pójść. To czekanie taka "bezczynność" dobija mnie a z drugiej strony jestem bardzo wdzięczna za to co mam i na jakim etapie życia się znajduję. Po prostu... czasami muszę sobie po marudzić tak dla równowagi ;)