Od wczoraj wiele razy chciałam wołać RATUNKU. W zasadzie powinnam się przyzwyczaić do tego, że w naszym przypadku, budowa domu przysparza nam wielu niespodzianek i nerwów już od początku. Gdybym jeszcze mieszkała dalej w naszym mieszkanku na 9 piętrze, to może wzięła bym głęboki oddech i powiedziała sobie no cóż, co ma być to będzie. Pewnych rzeczy nie przeskoczę a tu jest dodatkowe ciśnienie by do grudnia zamieszkać w domku.
Kilka dni temu okazało się, że zamówione drzwi i parapety, które powinny być na JUŻ, będą dopiero w przyszłym miesiącu a jedne roboty z drugimi powiązne. Wczoraj natomiast, puchar goryczy przelał się kiedy zobaczyliśmy fachowców, robiących ocieplenie budynku po spożyciu %. Od poniedziałku owi "fachowcy" zrobili niewiele bo kombinowali jakieś rusztowanie( szukali gdzie można wypożyczyć bo nie mieli swojego i jak dla mnie to już dziwne, że firma zajmująca się tym nie ma swojego sprzętu) potrzebne do zrobienia ocieplenia budynku pod dachem. Byliśmy wyrozumiali i cierpliwi przymykając oko nawet na bałagan jaki po sobie pozostawiali. W końcu wczoraj około 14 przywieźli rusztowanie i mimo jak najbardziej sprzyjającej pogody, na tym się skończyło. A co by było gdyby w takim stanie pracowali na rusztowaniach a któremuś by się noga omsknęła? Normalnie strach pomyśleć. Ja nie wiem co się z ludźmi dzieje? Płaci się im tyle ile zażądali za wykonaną robotę a nie za godzinę pracy. Nie spieszy im się a na dodatek mają w nosie swoje bezpieczeństwo! Ja nie wiem co to za "fachowcy" czytaj"flachowcy" psia mać! Panowie mają termin do soboty, na wykonanie prac elewacyjnych. Jak się im nie uda, podziękujemy flachowcom i nie dostaną ani grosza za taką robotę. Inną sprawą jest, że fachowców brakuje i ciężko jest złapać kogoś bez kilkumiesięcznej rezerwacji terminów.
Miałam nie pisać o smutach ale... Do problemów z budową doszły problemy alergiczne Krzysia i zachowanie krytyczne( nawet w szkole) Tośka. Tak mnie to dzisiaj dobiło, że musiałam dać upust tym emocjom.