O mnie

Moje zdjęcie
Jaka jest Katiuszka? Jestem zbieraniną fragmentów, których nie można poskładać w jedną,logiczną całość, ponieważ wykluczają się wzajemnie i stale się zmieniają. Ciekawią mnie ludzie i ich relacje ze światem.

czwartek, 6 grudnia 2012

Nadzieja

Moje dzisiejsze samopoczucie itd., itp., sięga niemal dna rozpaczy.
Niby spokojnie, bo nikt nie umarł, wszyscy zdrowi ( jeszcze) ale...
Rajtki dawno mi opadły( od początku jakieś kłody pod nogi się zwalają) w kwestii naszego Domku i ciągną się za mną jakoś smętnie.
W każdym razie przeprowadzka wstrzymana bo czekamy na rozwiązanie problemu z gazem.
Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia... 

Edyta GeppertNadzieja 

W brudnym świcie smutnych miast
Pełnym wiatrów bezlitosnych
Mignie czasem twoja twarz
Jak niepewne tchnienie wiosny
W przystankowy, zmięty tłum
Jakby cisnął ktoś dla żartu
Bzu białego bukiet lub
Same najszczęśliwsze karty

Matką głupich cię nazwali, nadziejo
Ludzie podli, ludzie mali, nadziejo
Choć się z ciebie natrząsają, głośno śmieją
Ty nas jedna nie opuszczaj, nadziejo!
Prowadź nas, nadziejo
W ciemny czas, nadziejo
W mrocznej mgle wyczaruj
Iskrę wiary

Gdy fałszywych fanfar dźwięk
Zgaśnie w dali tak, jak żagiel
I wypełni głuchy jęk
Zakamarki duszy nagie
Gdy już tylko walić w mur
Z dziką pasją pozostaje
Nie rozpaczaj, odłóż sznur
Ona istnieć nie przestaje

Matką głupich cię nazwali, nadziejo
Ludzie podli, ludzie mali, nadziejo
Choć się z ciebie natrząsają, głośno śmieją
Ty nas jedna nie opuszczaj, nadziejo!
Prowadź nas, nadziejo
W ciemny czas, nadziejo
W mrocznej mgle wyczaruj
Iskrę wiary 

wtorek, 27 listopada 2012

 Moi Kochani, nowy post o przygodach i nie przygodach Katiuszki pisze się a  w zasadzie utknął w brudnopisie. Dużo się dzieje ale ja jakoś nie mam czasu ani weny, by pociągnąć sensownie wątek.  Jeszcze kilka dni a na dobre zacznie się pakowanie i zwożenie do nowego domku rzeczy. Wybaczcie mi moją wybiórczą obecność i milczenie. Odezwę się jak tylko będę mogą. Mam nadzieję, że zdążę jeszcze przed świętami złożyć wam życzenia o ile mój mobilny internet będzie jako tako działał.
Tymczasem każdego dnia ubieram się w cierpliwość i karmię się nadzieją. Nie daję się okradać z radości, każdego dnia, uczę się praktykować wdzięczność. Wdzięczność ma siłę, a ja podjęłam decyzję by nosić ją w sobie. 

wtorek, 30 października 2012

Candy u Kids&Co

Uwaga, uwaga,!!! Jeżeli masz swoją ulubioną porę roku a na dodatek kochasz okrycia szyi, biżuterię i kakao, zapraszam na  fantastyczne candy u Kids& CO :)


A miało być tak pięknie...


Drugi tydzień zalegam w domu bo Krzysiaczek postanowił sobie pochorować. Niby nie ma tragedii, gorączki też nie ma, więc po dzisiejszej przeszczekanej nocy stwierdziłam, że to nasilenie alergii. Pech chciał, że syrop sobie wyszedł z naszego leczniczego menu. Teraz się zastanawiam czy lekarka będzie tak łaskawa i wypisze nam receptę, bez osobistej wizyty w gabinecie.

Nie mam czasu na siedzenie przed kompem,( na czytanie książek też nie mam, chociaż niezły stosik od Kochanej Bibliotekarki przyniosłam) więc i nie spłodziłam swojego CV ani też nie zajrzałam nawet do PUPy. No nie może iść wszystko tak jak sobie zaplanowałam. Po co ma być tak nudnie, beżowo jak mogą pojawić się jakieś ekscytujące hopki. Chociażby taki sobotni atak zimy. O!!! To była jazda bez trzymanki! No dobra, miejscami był to taniec na lodzie, tudzież ślizg. Śniegu po kostki a my na letnich oponach, pędzimy którejś tam kategorii drogą, między jedną a drugą wioską na umówione spotkanie ze stolarzem od schodów. Pędzimy to raczej wielce nieodpowiednie słowo, biorąc pod uwagę jazdę 20 km/h, z modlitwą na ustach Boże utoruj nam drogę i nie pozwól nam się zatrzymać bo nie ruszymy i ugrzęźniemy na drodze w środku lasu. Nie wspomnę o połamanych gałęziach na drodze, które dzielny Jan musiał przewalać. No ale czego nie robi się dla przygody i przełamania beżowego koloru życia ;) Błysk ekscytacji z powodu takiej jazy w oczach  mojego Jana BEZCENNE!!

Tymczasem w domu wszystkie scenariusze zabawy przerobione. Pozostał jeden, jedyny skuteczny sposób(mimo klekotu z tyłu głowy DENTYSTA wita) na usadzenie Krzysiaczka w jednym miejscu.
KRÓWKA, króweczka, ukochana słodycz, cud miód, niebo w gębie...
Teraz dopiero mogę spokojnie przysiąść i nadrobić blogowe zaległości ;)



Ps: No dobra... przyznaję się, bywają chwile,  że nie ja mam władzę w ręce a Krówka ma władzę nade mną,  kiedy nie potrafię się oprzeć wyciągając rękę do torebki po kolejną Krówkę;)

poniedziałek, 22 października 2012

Idę do PUPy.

Weekend, jak cudownie to brzmi... Słoneczna jesień, spacer, szum liści..., ten zapach jeszcze mi się śni... Oł jeee;)
No dobra, weekend się skończył a pozostała wszechobecna mgła. Jeju jak ja nie lubię jeździć w takich warunkach!!! W innych ekstremalnych też nie lubię ale póki co, ta mgła jest jakaś taka nieprzyjemna i mokra a zarazem oblepiająca całą przestrzeń brrr. Nic tylko załapać książkę, kubek z herbatą i wygrzewać się w łóżku. Póki co na legalne wygrzewanie w łóżku ma szanse tylko Tosiek, który ni z gruszki ni z pietruszki oznajmił mi wczoraj przy śniadaniu, że mu zimno. Jemu zimno? Myślę sobie nie może być, chory jak nic. Mimo braku widzialnych objawów chorobowych ( prócz mowy z kluską w buzi czyli wirus kontra alergia), mała gorączka utrzymuje się. Nic to, Tosiek dzisiaj został w domu, zobaczymy jak sprawa się rozwinie. Oby nie:)
Tymczasem budowa naszego domku wkroczyła w fazę kładzenia kafli w łazience. Jutro dostawa kolejnych kafli do salonu i kuchni, tudzież innych wyściełajek podłogowych.W połowie listopada przyjadą montować meble kuchenne i schody. I tak  powoli wykończenie domu, podobnie jak nasze fundusze zmierzają ku końcowi. Przy czym w tej jakże nierównej rywalizacji przewidujemy, że zwycięży jednak brak środków na wykończenie, umożliwiające zamieszkanie w domku tej jesieni. Nie oznacza to jednak całkowitego braku perspektyw, aczkolwiek wolałabym by pewne rzeczy zostały dopracowane nim na salony wkroczą moi dwaj Kowboje. Dzikie to czasami i nie okiełznane, więc po co narażać się od początku na straty ;)
Co bym tak bez sensu nie siedziała w domu i czekała na bliżej nieokreślony czas przeprowadzki, zamierzam zabrać się za poważne poszukiwanie pracy. Tak więc w tym tygodniu czeka mnie pisarska robota, zmontowana jakże "bogatego" ( chyba tylko w formę) CV oraz wizyta w PUPie.

poniedziałek, 15 października 2012

Trywialne myśli ;)

Mam takie małe przemyślenia związane z  tym, że moje najmłodsze dziecko od września poszło do przedszkola. Pomijając fakt aklimatyzacji Krzysiaczka w przedszkolu, zauważyłam, że kiedy przychodzi czwartek pojawia się zmęczenie, porannym wstawaniem i szykowaniem całej wyprawy. I mam tu na myśli moje zmęczenie a nie dzieci bo one ledwo zauważają mijające dni. Czekam więc na weekend. W tygodniu przedpołudnia, są dla mnie takie cudnie ciche, za to weekendy głośne. I tak sobie siedząc, w poniedziałkowy ranek uświadomiłam sobie, że w czwartek czekam na weekend by odpocząć od tej krzątaniny, natomiast już w niedzielę wieczorem oczekuję takiego luźnego poniedziałku by móc odpocząć po weekendzie z dziećmi;)

 Ot takie trywialne myśli chodzą po głowie Katiuszki. Generalnie jestem zmęczona i nieco przybita stanem konta( a kto nie jest) w obliczu ostatniego etapu wykańczania naszego domku.   W piątek uporaliśmy się z ostatnimi pracami na zewnątrz domu. Było trochę brudno i ciężko jak to zwykle bywa przy porządkowaniu terenu a teraz zastanawiam się nad drzwiami do pokoi. Wymyśliłam sobie białe, które ładnie będą kontrastowały ze stalowymi ścianami sypialni czy beżowymi ścianami korytarza oraz schodami. Natomiast schody  na wzór tych na zdjęciach są w trakcie robienia.



poniedziałek, 8 października 2012

Blogowa nominacja i..ciekawostki?

Przez cały weekend, między sprawami ważnymi i ważniejszymi, myślałam o tym jakże uroczym Tagu. Ja taka zwykła( niezwykła w swojej zwyczajności;) ) kobieta, zostałam nominowana przez Kids&Co w celu ujawnienia kilku ciekawostek o sobie samej. Generalnie nie bardzo mi z takim zabawami po drodze, no ale jakże mogłabym takiej Pani odmówić ;). I tak zastanawiałam się co mogłabym ujawnić, o czym jeszcze nie pisałam na blogu a nosiłoby to chociaż znamiona owej ciekawostki. No ale Katiuszka nie bądź taka zasadnicza( tak sobie debatowałam w myślach) w końcu to tylko zabawa dasz radę;).

Proszę Państwa, proszę przygotować się na 7, nieciekawych ciekawostek o Katiuszce.




1. W szkole podstawowej, w okolicach 6 czy 7 klasy, strasznie podobał mi się pewien chłopak ze starszej klasy. Byłam nim tak oczarowana, że nawet zgodziłam się  zawieszać(byłam zwolniona ze swojej lekcji) jakieś ozdoby na klasowej tablicy, podczas trwania lekcji tego chłopaka. Musiałam wchodzić na drabinkę ustawioną tuż obok jego ławki. Oczywiście wdzięczyłam się i rumieniłam jak mogłam ale Aleksander (bo tak miał na imię) zupełnie nie zwracał na mnie uwagi. Za to jego kolega z wdziękiem klasowego błazna posyłał w moją stronę jakieś docinki, uśmiechając się szyderczo. Później odważyłam się napisać do Aleksandra liścik miłosny, który ( nie mam do dzisiaj pewności) być może trafił do zupełnie innego chłopaka. Nawet nie pamiętam jak zadowolony adorator miał na imię, w każdym razie ganiał za mną po całym podwórku, wołając moje imię w różnych konfiguracjach, robiąc tym za podwórkowego klauna. Przez kilka dni nawet unikałam wyjścia na dwór bo tak bałam się konfrontacji i tego, że będzie chciał mnie potrzymać za rękę.
2. Mając 15 lat podpisałam swoją pierwszą umowę o pracę(jako pracownik młodociany) w ramach praktycznej nauki zawodu.Chodziłam do szkoły o profilu sprzedawca i moje dni szkoły, przeplatały się z dniami, w których pracowałam w sklepie spożywczym, jak normalny pracownik sklepu po 8h. Podpisywałam listę obecności,robiłam badania okresowe, dostawałam ubranko firmowe oraz miałam udzielany urlop (oczywiści w innej ilości dni) tak jak inni pracownicy. Za tą moją pracę, również podpisywałam listę płac, dostawałam wypłatę a czasami nawet jakiś świąteczny dodatek a na koniec roku PITa. Na zakończenie 3 letniej nauki w szkole i pracy, oczywiście dostałam świadectwo pracy. Teraz owe doświadczenie wpisuję sobie w CV nie jako praktykę ale normalnie jako pracę. Na rozmowie kwalifikacyjnej( o prace w sklepie) zdarzyło się, że osoba, która ze mną rozmawiała z zadowoleniem stwierdzała, że mam 15 letnie doświadczenie zawodowe po czym spojrzawszy na mnie szeroko otwierała oczy i patrzyła na datę mojego urodzenia. 
3. Jestem osobą taką hmmm muszę wszystko zaplanować, przewidzieć, poukładać, zapisać. I nagle okazuje się, że pewnych rzeczy przy budowie domu nie da się zaplanować i co robi Katiuszka? Prawie wykańcza się nerwowo, ociera się o utratę zmysłów a później czyta jedną książkę i dostaje objawienia. Od tego momentu stara się po prostu żyć będąc wdzięczna za wszystko.
4. Pracowałam kiedyś na centrali telefonicznej jako dyspozytorka w korporacji taxi. Trudno jednak było mi pogodzić szkołę wieczorową z nocnymi dyżurami w pracy, więc po ok. 2 miesiącach zrezygnowałam. Bywały takie zmiany kiedy mogłam czytać książki a na innych nie wiedziałam do której słuchawki mam mówić i czy łączyć się z policją, strażą pożarną czy wzywać pogotowie. Każde doświadczenie nas czegoś uczy i zostawia po sobie ślad. Ja do dzisiaj mam wstręt do rozmów i załatwiania wszelakich spraw przez telefon. Wolę wysłać smsa lub załatwić sprawę osobiście.
5. W szkole podstawowej nie lubiłam czytać książek, więc jeżeli tylko trzeba było napisać jakieś wypracowanie z lektur z chęcią korzystałam z zeszytów starszych koleżanek lub jakichś opracowań. Za ostatnią nudziarę( ale bardzo dobrą uczennicę) miałam koleżankę, która  na lekcjach czytała książki chowając je pod ławką.Ta sytuacja jednak zmieniła się w szkole średniej i po dziś dzień LUBIĘ CZYTAĆ.
6. Może to takie nie na czasie ale ja zawsze swoją przyszłość postrzegałam w kontekście rodziny. Snułam plany i marzenia związane nie z zawodem tylko z rodziną. Wiedziałam, że gdzieś chcę pracować ale nigdy nie miałam konkretnie sprecyzowanych planów zawodowych. Nawet teraz rozglądam się za pracą, którą wiele osób nazwałoby przymiotnikowo nudną i mało ambitną. Być może ja sama gdzieś tam podskórnie wiem, że taka jest ale dla mojej rodziny jest ona idealnym rozwiązaniem.
7. Świat jest mały a przeszłość potrafi nas doganiać. Pamiętacie drwiącego chłopca z 1 punktu, który siedział w ławce obok mojej szkolnej miłości Aleksandra? Któregoś dnia stałam sobie na tarasie w naszym budującym się domku i spoglądałam na to co dzieje się tuż za naszym płotem( teoretycznie miejscem w którym mamy mieć płot) Ktoś kupił sobie ziemię i właśnie dokonywały się tam wykopy. Mąż podszedł do mnie i mówi zobacz tam stoi nasz przyszły sąsiad. Wtedy owy sąsiad odwraca się a ja widzę w nim właśnie tego drwiącego chłopaka ze szkolnej ławki. Ta sama fryzura i ten sam uśmiech. Kto wie, może kiedyś powspominamy cielęce lata. Może wtedy dowiem się czy Aleksander dostał ode mnie liścik miłosny ;)

Zasady gry przewidują nominację kolejnych blogerów do napisania o sobie siedmiu "ciekawostek". Nie będę wypisywać osób które nominuję. Wiele osób już przerobiło ten Tag a inne osoby, które czytam po prostu nie zaglądają do mnie. Zapraszam za to wszystkie osoby, które przeczytają moje "ciekawostki" do zabawy. Jeżeli będziecie chcieli podzielić się ze mną swoimi "ciekawostkami"proszę w komentarzach dajcie mi znać, bym mogła Was odwiedzić.
Dziękuję za uwagę, mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Katiuszka ;)

środa, 3 października 2012

Atakująca szafa versus książki;)

Przez ostatnie kilka dni znowu byłam mamą na pełen etat. Krzysiaczek dostał temperatury(po 2 tygodniach kaszlu i zwiększonej dawki wziewów sterydowych) i trzeba było wybrać się do lekarza. Na szczęście oskrzela czyste, jedynie jakaś spływająca wydzielina z nosa podrażniała gardło.Wystarczyło zmienić syropki jakieś krople do nosa i po wszystkim. Gorączka przywitała nas niespodziewanie i tak też odeszła w zapomnienie. Przez te kilka dni jednak biegałam na podwyższonych obrotach i  nie miałam zbytnio czasu na czytanie. Dzisiaj mały z wielką radością poszedł do przedszkola, więc wszystko znowu ma ręce i nogi;)
Przez cały wrzesień miałam na sumieniu szafę z której wręcz wylewały mi się ubrania.  Na pierwszy rzut pod rękę pchały się te letnie rzeczy, które z wielką namiętnością upychałam w dalszy kąt, próbując doszukać się jakichś cieplejszych bluzek. Dzisiaj zmobilizowałam się i mojemu dręczycielowi powiedziałam stop. I wiecie co, od razu lepiej się czuję:) 
Teraz mogę z czystym sumieniem zabrać się za czytanie blogów( zaległych wpisów) i książek. Przedwczoraj miałam spotkanie z moją ukochaną Bibliotekarką, która dostarczyła mi to i owo do czytania więc mam zapasy. Niedawno odkryłam literaturę chrześcijańską tak więc na półce leży napoczęta Tajemnica Magdaleny -Katarzyny Zychli  oraz Dziecko pokuty -Francine Rivers. Natomiast w planach mam zakup książek Nicka Vujicica , Jerzego Stuhra czy coś o Marilyn Monroe(  zabieram się do zakupu książki o Merlin już kilka lat) ale czy mój budżet, przy potrzebie kupowania rzeczy do domu wytrzyma to się okaże. Dawno jednak nie kupowałam sobie żadnych nowych książek a niedawno miałam urodziny, więc chyba mogę się uszczęśliwić małym, książkowym prezentem prawda?;)


Ps:  Dostałam nominację z bloga Kids&Co, za którą serdecznie dziękuję autorce:) Wkrótce postaram się zrobić stosowny wpis:)


czwartek, 27 września 2012

Cielesne saute i to co sprawia mi przyjemność

Dzisiaj czuję w sobie pewną falę z którą płynę. Idzie ku dobremu, więc proszę o dobre myśli lub modlitwę (kto co woli).
Od pewnego czasu, każdy widzi mnie saute ale o tym napiszę  innym razem. Blog to miejsce w którym  czasami też jestem saute, obnażam swoje nastroje, słabostki i radości.  Dzisiaj chciałam Wam nie tyle opisać co pokazać swój nastrój i to co sprawia mi przyjemność.







poniedziałek, 24 września 2012

Gorący piątek

Po czwartkowych wyczynach flachowców, w piątek przed południem podjechałam na budowę trochę po szefować czytaj po popatrzeć fachowcom na ręce. Na pierwszy rzut oka było widać, że panowie stawili się na miejsce a robota aż im się kurzy w rękach. Przy bliższym podejściu okazało się, że panowie chlapnęli to i owo na rozgrzewkę, syf dookoła, którym zupełnie się nie przejmują a moim oczom ukazały się puste butelki rozstawione na tarasie. Oczywiście flachowcy pracowali na rusztowaniach więc nie muszę Wam pisać jak się zestresowałam sytuacją. Jan musiał siedzieć w pracy ale dzielnie wspierał mnie przez tel. wzywając kierownika budowy. Przez kilka godzin trwały przepychanki z flachowcami, którzy jak się okazało nie mają pojęcia o prawidłowym ocieplaniu budynków. Siedząc w samochodzie, bezradnie przyglądając się flachowcom na kiwających się rusztowaniach, w myślach prosiłam  o Boską interwencję. Jan wrócił z pracy i po konsultacji z kierownikiem budowy nie było mowy by panowie kończyli tą robotę. Nie łatwo jednak tak zwyczajnie powiedzieć sio takim robotnikom. Nie obyło się bez wizyty na komisariacie, badaniu alkomatem a przy tym wyzwiskach na pół wioski oraz grożeniu śmiercią mojemu mężowi, z uwzględnieniem miejsca w którym zakopią zwłoki jak im nie zapłaci. 
Teraz jak to piszę, te wszystkie wydarzenia trącą niemal groteską, która w piątkowy wieczór wydawała się realnym zagrożeniem o życie oraz obawą o dom.  Powiada się, że Bóg nie jest rychliwy ale sprawiedliwy więc zesłał nam wparcie sąsiada z za płota, który czuwał w nocy oraz koleją sprawdzoną ekipę fachowców.
W sobotę za to Jan miał wolne i całą rodzinką wybraliśmy się na długi, od stresowujący spacer. Chłopcy niemal nie schodzili z Jana przez cały dzień. Natomiast wieczorem, po raz pierwszy siedzieliśmy w naszym domku, ogrzewając się ciepłem kominka oraz naszymi marzeniami.


piątek, 21 września 2012

Fachowcy od flachy psia mać!!!

Budowa domu bywa... ekscytująca. Są chwile kiedy serce rośnie bo coś się dzieje, widać rezultaty wielu godzin pracy i wydanych pieniędzy. Powstają ściany, dach, wstawiają okna i drzwi, widać dom. Pojawia się kominek i gotowe pomieszczenia do gładzenia pod malowanie. Te wszystkie zakupy i wiele godzin spędzonych nad wizualizacjami przyszłego, wymarzonego domku, potrafią osłodzić ciężkie chwile mieszkania z rodzicami. Bywa jednak tak, że sprawy z bankiem, urzędnikami czy bezpośrednio z fachowcami, doprowadzają do mało komfortowych sytuacji wszechogarniającego stresu. Nic nie układa się po naszej myśli, mamy wszystkiego dość wręcz chciałoby się zawołać RATUNKU!!!
Od wczoraj wiele razy chciałam wołać RATUNKU. W zasadzie powinnam się przyzwyczaić do tego, że w  naszym przypadku, budowa domu przysparza nam wielu niespodzianek i nerwów już od początku. Gdybym jeszcze mieszkała dalej w naszym mieszkanku na 9 piętrze, to może wzięła bym głęboki oddech i powiedziała sobie no cóż, co ma być to będzie.  Pewnych rzeczy nie przeskoczę a tu jest dodatkowe ciśnienie by do grudnia zamieszkać w domku.
Kilka dni temu okazało się, że zamówione drzwi i parapety, które powinny być na JUŻ, będą dopiero w przyszłym miesiącu a jedne roboty z drugimi powiązne. Wczoraj natomiast, puchar goryczy przelał się kiedy zobaczyliśmy fachowców, robiących ocieplenie budynku po spożyciu %. Od poniedziałku owi "fachowcy" zrobili niewiele bo kombinowali jakieś rusztowanie( szukali gdzie można wypożyczyć bo nie mieli swojego i  jak dla mnie to już dziwne, że firma zajmująca się tym nie ma swojego sprzętu)  potrzebne do zrobienia ocieplenia budynku  pod dachem. Byliśmy wyrozumiali i cierpliwi przymykając oko nawet na bałagan jaki po sobie pozostawiali. W końcu wczoraj około 14 przywieźli rusztowanie i mimo jak najbardziej sprzyjającej pogody, na tym się skończyło. A co by było gdyby w takim stanie pracowali na rusztowaniach a któremuś by się noga omsknęła? Normalnie strach pomyśleć. Ja nie wiem co się z ludźmi dzieje? Płaci się im tyle ile zażądali za wykonaną robotę a nie za godzinę pracy. Nie spieszy im się  a na dodatek mają w nosie swoje bezpieczeństwo! Ja nie wiem co to za "fachowcy" czytaj"flachowcy" psia mać!  Panowie mają termin do soboty, na wykonanie prac elewacyjnych. Jak się im nie uda, podziękujemy flachowcom i nie dostaną ani grosza za taką robotę. Inną sprawą jest, że fachowców brakuje i ciężko jest złapać kogoś bez kilkumiesięcznej rezerwacji terminów.
Miałam nie pisać o smutach ale... Do problemów z budową doszły problemy alergiczne Krzysia i zachowanie krytyczne( nawet w szkole) Tośka. Tak mnie to dzisiaj dobiło, że musiałam dać upust tym emocjom. 

środa, 19 września 2012

O co chodzi?

Trochę widać a trochę nie widać, o co chodzi! Może ktoś ma pomysł na rozwiązanie takich blogowych zagadek?
Po 2 godzinach...
Zmienił mi się cały system ustawień bloga i jak mnie poinformowano, ponoć na lepsze. Jeszcze nie wiem czy na lepsze. Zdążyłam się już przyzwyczaić do poprzedniego systemu a ten wymaga ode mnie chwili na zorientowanie się co, z czym się je. W każdym razie, musiałam poszperać i zmienić szablon bloga bo w poprzednim, nie wyświetlało mi tytułu. Jak pisałam w poprzedniej notce wszystko się się zmienia a te zmiany nawet nie oszczędzają mojego bloga hahaha.  Mam jednak nadzieję, że z czasem ja i czytelnicy czyli Wy przyzwyczaicie się do nowego wyglądu.

wtorek, 18 września 2012

Jest inaczej

Już nie kicham a mimo to mam jakąś nabrzmiałą głowę. I sama nie wiem co gorsze, zatkane zatoki czy stan zapalny gardła, na który czasami nawet antybiotyk nie pomaga. Nikt jednak nie chce czytać o chorobach i innych złych wieściach, więc może na tym poprzestanę.
Mija kolejny tydzień chodzenia chłopców do szkoły i przedszkola a ja dopiero teraz zaczynam łapać ten dystans. Powoli zaczyna mi się kształtować jakiś rytm dnia. Jest inaczej, spokojniej, mogę pomyśleć nad tym co i jak ma wyglądać. Zaczynam z wielką nieśmiałością spoglądać na swoje CV i jak ono się ma do rynku pracy w moim mieście. Tylko nie wiem w jaki sposób mam zapisać swoją przerwę w pracy zawodowej. Te 7 lat to duża przerwa ale mimo to nie żałuję, że zostałam z dziećmi w domu. Miałam przywilej obserwowania ich jak zaczynają stawiać pierwsze kroki, wypowiadać pierwsze słowa. Przez te lata spędzone z dziećmi w domu dużo się nauczyłam, o sobie, o innych, przeczytałam wiele książek, skończyłam studia. Teraz mogę zacząć inny etap w swoim życiu a te beztroskie dni w domu z dziećmi ( które czasami były naprawdę ciężką pracą) już się nie wrócą. I tak wszystko mija, zmienia się.

piątek, 14 września 2012

Kicham na wszystko

Aaaaaapsikkk..... Łomatko!!!! Dopadła mnie jakaś zaraza i nie chce ustąpić. Szprycuję się, wszystkimi możliwymi specyfikami a ona ani drgnie. Znaczy jesień się zaczyna bo i gardło pokazało, kto tu rządzi. I chodzę sobie po świecie taka zasmarkana. W zasadzie nie chodzę a biegam, w poszukiwaniu różnych dupereli do domku. Nie wiem czy to przez te przeziębienie czy tak z zasady ale trafia mnie, jak mam chodzić po sklepie, szukać, wybierać i stosować matematykę budowlano-remontową dla wtajemniczonych. Później jeszcze okazuje się, że nie ma wystarczającej ilości towaru na magazynie, trzeba domówić, sprowadzić i dowieść na późniejszy termin. A na budowie jak był zastój tak teraz wszystko ruszyło lawinowo. Jedno pociąga za sobą drugie a fachowców zgrać z terminami i możliwościami dostarczenia materiałów ciężko.
I przez tą zarazę ominie mnie kilka fajnych rzeczy. Wieczorne babskie spotkanie przy książce i kawie oraz jutrzejsza wycieczka do Krakowa. Buuu ;(

wtorek, 11 września 2012

Wszystko nabiera kształtu

Krzysiaczek odstawiony dzisiaj do przedszkola już nie płakał. Nawet odważnie podszedł do Pani i zapytał się gdzie jest jego myszka, którą zostawił poprzedniego dnia. Lżej mi jak widzę, że nie ma tragedii a Pani nie musi wydzierać mi dziecka z rąk.
W domku prace idą jak burza. Większości stelaży pod sufity została zamontowana, kotłownia wyklejona płytkami. Jutro wybieramy się po płytki do łazienki na górę a tymczasem możemy się cieszyć kominkiem, który zaczyna swój żywot w naszym salonie.






poniedziałek, 10 września 2012

Układanka

Odwiozłam dzieci do przedszkola i szkoły a już chwilę później jak co rano, przy TV śniadaniowej popijałam poranną kawę. W Tv Otylia J. mówiła o swoim występie na Olimpiadzie i pozycji zawodowej na rynku pracy. Pływaczka roztaczała wizje ( po odejściu na sportową emeryturę) swoich szans na zatrudnienie w wieku 29 lat, bez doświadczenia zawodowego innego niż pływanie ( mimo skończenia jak podkreślała wielu szkół). Mówiła też, że na nowo musi nauczyć się żyć w codzienności z dala od ustalonego z góry planu treningów, któremu była poddana od nastu lat. I nagle mnie olśniło, że w zasadzie jedziemy z Otylią na jednym wózku;) Zamyśliłam się nad tym, że od nowa muszę nauczyć się codzienności, wypracować rytm dnia i tygodnia. Odbudować swoją pewność w dziedzinie innej niż dom i dzieci, określić plany i znaleźć cel do którego będę zmierzała. A że mam naturę popędliwą, to coś w środku mnie już uciska i każe pędzić do przodu bez czasu na odpoczynek. Bo jak to tak spokojnie można siedzieć, popijać kawę i nic nie robić? No można ale dzień, dwa , trzy i tyle, wystarczy!
Nie lubię dryfować bez celu, żyć z dnia na dzień beztrosko wiedząc, że inni muszą ciężko pracować. Tak więc zabieram się do planowania i układania, wyznaczania celów i ich realizowania krok po kroku.
Może pomyślicie, że tak jej źle i tak niedobrze. Ot cała Katiuszka, pełna sprzeczności i wątpliwości, balansująca na granicy skrajności. I ciągle pędzę ku temu, by wszystko to w sobie wyważyć;)

czwartek, 6 września 2012

Przyszło nowe:)

Tak było...


Wakacje i po wakacjach:) Nad morzem było mi cudnie i sama siebie zadziwiłam tym, że zdążyłam przez te kilka dni może nie wypocząć ale odsapnąć. Na plaży nie było już takiego tłumu ludzi a nawet tuż przy plaży można było zaparkować samochód bez problemów. Dzieci zaliczyły chlapanie w morzu, budowanie zamków w piasku i stawianie babek. Wszyscy wróciliśmy zadowoleni z nową energią do działania.
Od poniedziałku stałam się Matką wyzwoloną, nawet z opisu bloga usunęłam frazę ....pozostającą z dziećmi w domu...;) Teraz w domu pozostaję jedynie z rodzicami. W zasadzie nie miałam jeszcze okazji przez te kilka dni tak naprawdę pozostawać w domu. Za to tak na spokojnie mogłam pochodzić po sklepach, pooglądać, powybierać rzeczy do domu. Bez pośpiechu mogłam też przejść się po księgarni, zobaczyć nowości wydawnicze i zaplanować jakieś zakupy:) Wczoraj nawet wybrałam się na przedpołudniowy seans filmowy( Zakochani w Rzymie). Czuję się z tym swoim wolnym czasem naprawdę dobrze. Odpoczywam fizycznie i psychicznie, z radością odbieram dzieci z przedszkola i szkoły. Przyszło nowe i teraz po prawie 7 latach mam wreszcie czas, czas niewykradany nikomu, na poranną kawę przed tv śniadaniową, przeczytanie książki czy ćwiczenia na bieżni. Mam czas by zaopiekować się swoim wewnętrznym dzieckiem.
Ten moment jest idealny:)

wtorek, 28 sierpnia 2012

Wakacje last minute

Ostatnio byłam nieco zmęczona i sfrustrowana swoim matkowaniem oraz obrotem spraw na budowie. Sprawy jednak poukładały się a Jan postanowił rozładować moja matczyną zgryzotę. Wczoraj wieczorem powiedział, pakuj się, jedziemy nad morze,dzieciaki będą miały dużo miejsca do biegania. Więc dzisiaj od rana prałam, suszyłam, składałem i pakowałam rodzinkę na wyjazd last minute. Co raz bardziej podobają mi się takie wyjazdy, po prostu odpuszczam sobie swoją poukładaność. Nie biorę zbędnych rzeczy, nie muszę się lansować na plaży, zero tuszu czy innych mazideł kolorowych. Na jedyny luksus na jaki sobie pozwalam to pilngi, maseczki i właśnie przed chwilą pomalowane paznokcie. Jadę utopić stres w morzu bo wiadomo jak to jest z tym odpoczynkiem na wakacjach z dziećmi;)
Dla matek sfrustrowanych i to bardzo, polecam bachor magazyn pl. To taki niezbyt kulturalny ale prawdziwy opis macierzyństwa bez lukru. W chwilach wycia do księżyca poczytałam sobie i stwierdziłam, po pierwsze jestem normalna a po drugie, nie jest ze mną aż tak źle! Normalnie padłam jak przeczytałam że... Jedne dzieci rodzą się u Kowalskich a inne u Windsorów, moje dzieci mają mnie taką jak mają innej mieć nie będą i niech się cieszą, że nie urodziły się w domu u Katarzyny W.... I nie wiem śmiać się z takiego tekstu czy płakać?
To było pisane wczoraj, szkoda że mi internetu zabrakło na publikację. Teraz siedzę sobie na werandzie i jest cudnie, nawet jak nad głową latają mi wojskowe helikoptery.

sobota, 25 sierpnia 2012

Jest postęp w budowie domku :)

Ten tydzień był niesamowity. Załagodził mój głód pod względem postępu w pracach przy domku. Od lipca mieliśmy mały problem z podłączeniem kanalizacji. Najpierw okazało się, że potrzebna nam będzie przepompownia a później, że sąsiedzi mają jakiś sprzeciw co do naszego wpięcia się do węzła. I tak staliśmy 2 miesiące z robotą. W tym tygodniu jednak z dnia na dzień sprawa podłączenia kanalizacji rozwiązała się, tak że najgorsze wykopy przed domkiem mamy zakończone. Mogę teraz już sobie zaśpiewać piosenkę, jestem wesoły Romek, mam na przedmieściu domek a w nim wodę , prąd i gaz więc zaśpiewam jeszcze raz;) Haaa ha ha ha no prawie. Jeszcze chwilkę musimy poczekać na założenie licznika i podpisanie umowy na dostawę gazu. W środku domku na dobre rozpoczęły się prace wykończeniowe. Jeszcze dużo pracy zostało ale ciągle wierzę, że wyrobimy się do grudnia. Tam na wiosce jest tak fajnie, że za każdym razem jest mi żal wracać do miasta i mieszkania w bloku.

sobota, 18 sierpnia 2012

Dzień na luzie

Mój dzisiejszy dzień rozpoczął się wczesnym porankiem około 4. Krzysiaczek wdrapał się nam do łóżka i zażądał przytulania. Później było już tylko gorzej, picie, siku, przewalanki, szperanie w telefonie i takie tam. Normalnie nie dał mi zasnąć mimo bardzo bolesnego sprzeciwu moich oczu na podnoszenie powiek. Nic to, kropelki poszły w ruch i jakoś przetrwałam do... w zasadzie nie wiem, która to była godzina kiedy to szanowny Małż obudził się i przejął kontrolę nad szarańczą a ja mogłam spokojnie poleżeć. Czasami właśnie takie mam wrażenie, że nie mam w domu dzieci tylko szarańczę, która oblepia mnie z każdej możliwej strony i jest tak upierdliwa, że ho ho. Tak dzisiaj był ten z nielicznych dni w miesiącu kiedy to mój Jan był w domu. Wstałam jednak z bólem głowy i oczu( od krzyków i niedospania) ok 10( wow!!) po tekście małżonka, że jak tak dalej pójdzie będzie mi musiał odleżyny leczyć ;) I w zasadzie, mimo tak niezbyt ciekawego poranka, ten dzień przechodzi do historii jako dzień na pełnym luzie. Jako dzień w którym nic nie musiałam( rodzice wybyli z domu hurrraaa!!) a chciałam. Mogę nawet stwierdzić, że odpoczęłam. Z TV nie sączyły się koszmarne wiadomości (np. o aferze Amber Gold bleee) ani debilne seriale typu Malinowski i partnerzy czy Trudne sprawy, które z upodobaniem śledzą moi rodzice. Nie musiałam zbytnio uciszać dzieci bo same z siebie były jakieś takie grzeczniejsze. Miałam czas na przemyślenie kilku spraw i stwierdzenie, że to co tu piszę jest dla mnie ważne. Nie mogę tak zwyczajnie przekreślić 10 lat bycia w sieci. Postaram się zatem być częściej i tak jak dawniej z zaciekawieniem wypatrywać nowych wpisów znajomych blogowiczek.
Czyżby powiew świeżości...;) Zapewne po dzisiejszym dniu coś zeszło ze mnie. Mogę spokojnie zamoczyć nogi w misce a Jan właśnie do łapki podaje mi puszkę z SHANDY. Zatem zapowiada się dobry wieczór pt kiedy dzieci już śpią to rodzice mają czas na...;)

piątek, 17 sierpnia 2012

Ja się pytam..

... czy można być jeszcze normalnym dorosłym, po prawie 7 latach przebywania w domu z dziećmi? Czy można nie zwariować kiedy każdego dnia poziom decybeli produkowanych przez dzieci, przewyższa dopuszczalne możliwości odbioru matki? I ja się pytam, co zrobić kiedy ma się w domu dwa koguty? Wkraczać do akcji, uciekać czy przeczekać z do pierwszej krwi?
Wmawiam sobie, że kiedyś to minie. Na tą chwilę jestem wypalona jako matka. Brak mi jakichkolwiek argumentów słownych i siły. Ktoś może pomyśleć, że już zwariowałam ale chciałabym spędzać z dziećmi mniej godzin. Wolałabym być matką taką na 100% przez kilka godzin dziennie z radością bawiąc się z dziećmi, niż taką jak jestem teraz. Zmęczona i zniechęcona przeczekuję każdy dzień do godziny 20. Nie wiem czy wrzesień przyniesie to na co czekam ale wiem, że przyniesie pewną zmianę w naszym życiu. Powoli będę przyzwyczajała się do zakończenia kariery kobiety domowej. Kiedy placówki wychowawcze przejmą opiekę nad moimi dziećmi będę mogła krzyczeć świecie przybywam. Zastanawiam się tylko czy ja jestem gotowa na ten świat i czy świat jest gotowy na mój powrót;)

środa, 15 sierpnia 2012

Niecierpliwość

Ostatnio przeżywam apogeum niecierpliwości a na dodatek te siedzenie( już prawie rok) u rodziców co raz bardziej odbiera mi energię życiową. Kolejny miesiąc mija mi na czekaniu, więc cała jestem czekaniem. Jak sobie z tym poradzić? Nie wiem! Zwijam się w sobie, sprężynuję a to znowu odbijam się od ścian jak mała piłeczka. Rozważam na wszelkie sposoby swój byt w wirtualnym świecie. Czy jest sens? Czy jeszcze potrafię? A może to właśnie sposób by nie zapadać się w sobie i przeczekać tą niecierpliwość? No dobra, pora otworzyć okno i przewietrzyć ;)
Jestem po operacji drugiego oka i widzę na tyle dobrze, by siedzieć przed monitorem bez okularów. Wow nawet nie wiecie, jakie to dla mnie fantastyczne uczucie siedzieć w restauracji i widzieć wyraźnie oddalone twarze ludzi. Cieszę się (mimo jakichś obaw), że zdecydowałam się na korekcję wzroku. Jeszcze tylko kilka tygodni zakrapiana oczu i tyle.
Ta moja niecierpliwość wynika z czekania na to, by cokolwiek zaczęło się dziać na naszej budowie. Póki co ciągle czekamy na podłączenie kanalizacji a po niej gazu. Być może w przyszłym tygodni Fachowiec raczy do nas już dotrzeć. Każdy dzień mija mi na myśleniu nad doborem kolorów oraz materiałów pasujących do wykończenia naszego domku. Gubię się w tym, bo nie wiem czy aby na pewno to a nie tamto mi się podoba. Niestety w tym temacie jestem monotematycznie nudna aż do bólu i nikt już nie chce ze mną rozmawiać.
Czekam też na wrzesień a wraz z nim powrót Antosia do szkoły. Krzysiu po raz pierwszy pójdzie do przedszkola i jestem ciekawa jak sobie poradzi w nowym otoczeniu. Od września będę miała odrobinę czasu więcej dla siebie, być może złapię dystans, pomyślę nad tym co mogłabym z sobą zrobić w jakim kierunku pójść. To czekanie taka "bezczynność" dobija mnie a z drugiej strony jestem bardzo wdzięczna za to co mam i na jakim etapie życia się znajduję. Po prostu... czasami muszę sobie po marudzić tak dla równowagi ;)

poniedziałek, 21 maja 2012

Moje oczy.

Od szkoły podstawowej noszę okulary. Na początku bardzo sporadycznie wkładałam je do czytania bo wada była niewielka. Z czasem mój wzrok jednak zaczął przysparzać mi co raz więcej problemów. I tym sposobem doszłam do takiego poziomu krótkowzroczności, że nawet do obierania warzyw na zupę muszę ubierać okulary. Niby widzę bez okularów a jednak komfort widzenia kiedy mam na nosie okulary jest znaczący. Zimą okulary parują za to latem oczy strasznie się męczą od nadmiaru promieni słonecznych. Mąż nawet naśmiewa się ze mnie mówiąc krecisz ( od kreta) kiedy łapię ostrość bez okularów mrużąc oczy. O soczewkach w moim przypadku nie ma mowy za to w fotochromowych okularach było lepiej ale...
Nad laserową korekcją wzroku zastanawiałam się kilkanaście miesięcy. Do teraz bardzo chcę to zrobić a jednak boję się. Miesiąc temu przeszłam pomyślnie wstępne badania więc klamka zapadła. Jutro przed południem będę miała laserowane prawe oko po ok 2 miesiącach lewe.

piątek, 18 maja 2012

Tydzień zleciał;)

Tydzień minął nie wiadomo kiedy bo trochę rzeczy się działo.
Dom sobie schnie w środku, wszystkie rurki i przewody pochowane, wprost można już nabrać sobie jakiegoś wyobrażenia o wnętrzu. W następnym tygodniu przyjdzie pora na wykopy przed domem.
Z Krzysiaczkiem przerabiamy stały punkt programu alergika pt. kaszel i gluty. Wizyta w Karpaczu w specjalistycznym szpitalu rozczarowała mnie okrutnie. Lekarz nawet nie zechciał go zbadać ani, wypisać leków. Po prostu pobrali mu krew i trzeba czekać na wyniki 3 tygodnie. Nic to, może jakoś nasza lekarka zaradzi. Plus jest taki, że odkryłam miejsce, do którego mogę chodzić z Krzysiem by rozładował trochę tej energii, którą nosi w sobie. Od września idzie do przedszkola i dobrze też by oswoił się z grupą dzieci. Skoro piszę o jednym z synów to może warto też wspomnieć o drugim?;) Dzisiaj w szkole jego grupa miała Dzień Mamy i Taty. Dzieci przygotowały całe przedstawienie z tańcami, piosenkami i wierszykami. Miło popatrzeć ile pracy dziecko włożyło w całe to przedsięwzięcie i stało się to bez mojego udziału. Oj rosną chłopaki tak wolno a jednak szybko. Mimo ich wszystkich psot, mojej złości i braku cierpliwości, każdego dnia potrafią wprawić mnie w stan zadziwienia, który przynosi uśmiech i chwilę zwolnienia w pędzie codzienności. Wystarczy jakieś słowo, gest lub nawet nieznane mi spojrzenie i wiem, że mimo iż są ciałami z mojego ciała to odrębne istoty, które niezależnie ode mnie ewoluują. Ja ich powołałam do życia a świat ich kształtuje i pozostaje mi mieć ufność, że zostaną uformowani na dorosłych ludzi z tego co prawdziwe, sprawiedliwe, godne człowieczeństwa. A wiara, nadzieja i miłość będą niosły ich odważnie na swych skrzydłach, chroniąc lub dodając odwagi do stawiania oporu przeciw wszelkiemu zepsuciu tego świata.
A jutro z samego rana, po całym tygodniu tylko myślenia o bieżni czy Zumbie ( niestety z technicznego punktu nie miałam możliwości wyjścia na fitness i bardzo nad tym ubolewam) idę poćwiczyć.

niedziela, 13 maja 2012

Niedzielne przemyślenia

Czuję się osłabiona, fizycznie i psychicznie. Jestem wdzięczna rodzicom, że przygarnęli nas do siebie na czas budowy domku ale czuję, że jakaś toksyczna energia z nich bije i osłabia mnie. Nie wiem, może to brak przestrzeni tak na mnie wpływa. W każdym razie dzisiaj czuję się zgaszona.
Zumba... wow to było wyzwanie!!! Patrząc na młodą, jędrną, wysportowaną i z gracją poruszającą się instruktorkę, poczułam się jak babcia. Z sali wyszłam w całości, ledwo( ale jednak) mogłam złapać oddech, za to ubranie łącznie z majtkami miałam przemoczone;) Godzinka podskoków a wyglądałam niemal jak po wyjściu z basenu. Jest a raczej będzie dobrze, po kilku godzinach Zumby przyzwyczaję się. Wydawało mi się, że pod względem ruchowym nie jest ze mną aż tak źle bo przecież całymi dniami ganiam z Krzysiaczkiem. Nawet na placu zabaw zaliczam rozmaite ślizgawki rury i drabinki a jednak to zupełnie inny rodzaj ruchu.
Założyłam sobie taki cel, że do 14 sierpnia zmieszczę się w sukienkę, w którą od roku nie wchodzę(6 kg robi różnicę) a do jesieni nabiorę tyle sprawności bym na zajęciach Zumby nie czuła się jak babcia.

środa, 9 maja 2012

Helooooł !!!


Witajcie, wszyscy znajomi i nieznajomi czytelnicy bloga. Tak jak zapowiadałam wreszcie przebudziłam się ze snu zimowego, jak ten niedźwiedź, nawet można by rzec w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jesienią schowałam się głęboko w swojej norze i tak sobie siedziałam, zmęczona, szara, wymięta i... niestety zapuściłam się okropnie. Przyznaję bez bicia, moje zaniedbanie przysporzyło mi kilu ładnych kilogramów tu i ówdzie a zniechęcenie i potrzeba nie pisania( bo po co i o czym) sama przyszła. Zupełnie przestałam kontrolować co i kiedy zjadam oraz co rekompensuje mi to jedzenie. Całą swą uwagę skupiłam na swoim wnętrzu i tym co się działo poza, a działo się nie mało. To wszystko sprawiło, że na wiosnę poczułam się ociężała i wierzcie mi to poczucie nie było najgorsze...

....Rok temu pisałam o swoich planach związanych z kupnem domu. Wiele perypetii z tym przeszliśmy o których nie warto wspominać ale teraz wreszcie mogę napisać, że moje marzenie o domku spełniło się. Od ok Lutego mamy notarialnie poświadczony dowód na to, że jesteśmy właścicielami ziemskimi czyli wiejskiej posiadłości( jak zwał tak zwał) ;). W zasadzie domek znajduje się w podmiejskiej wiosce będącej sypialnią mojego miasta. Na tym etapie budowy tynki schną nam na ścianach i chwilowo nic się nie dzieje. Dużo jeszcze pracy nad tym by w nim zamieszkać ale mam wielką nadzieję, że do zimy się wyrobimy.


...Wracając do mojego zapuszczenia się. Świadomość, że mi zupełnie nie zależy by lepiej wyglądać i czuć się, trzepnęła mną o ścianę i powaliła na podłogę. Dobrze, że się ocknęłam a okazja na zrobienie czegoś z takim stanem sama przyszła. Zostałam zapisana na fitness bo... wielka promocja i żal nie skorzystać ;) Znacie to uczucie prawda?!. Tak więc od wczoraj przemierzam halę, niemal hangar z wszystkimi tymi ustrojstwami, pozwalającymi wzbudzić w człowieku chęci do życia jednocześnie odbierając kończynom władzę;). Muszę przyznać, wypocę się jak głupia, po treningu wychodzę ledwo wlokąc nogi a jednak mam tyle energii w sobie, że po prostu chce mi się więcej chcieć;) A chce mi się być zdrową i sprawną przez długie lata.

....Pewnie myślicie sobie, że takie wykańczanie domu to sama przyjemność. Dla mnie zacznie się etap konieczny, tylko i aż tyle o ile sama się przy tym nie wykończę ;). Jestem całkowitym analfabetą w kwestii dekorowania wnętrz i dobierania różności. A jak się to wszystko rozwinie? Jak to się mówi wyjdzie w praniu:)
W każdym razie jutro biegnę na Zumbę!!!. Jak mnie nie wyniosą z sali na noszach i to w powykręcanych częściach to napiszę jak było:)

czwartek, 26 kwietnia 2012

miotły w d łoń

Powoli...powoli.., jak niedźwiedź przebudzam się ze snu zimowego. Być może niedługo wyjdę ze swojej gawry, by obwieścić światu, że żyję ;)

sobota, 21 stycznia 2012

Witajcie w Nowym Roku:)

Czy ktoś mnie szukał...? Czy ktoś tęsknił...? Czy ktoś wypatrywał za mną swoje oczy...? ;)
Przez dłuższy czas, w zasadzie całą jesień a może i życie szukałam siebie, swojej pełni, tej cząsteczki stwarzającej mnie kompletną. Gubiłam myśli, rozum tkwił w dziwnym niebycie oderwany od szczęścia i radości każdego dnia. Cięgle gdzieś goniłam patrząc na horyzont lecz nigdy dość uważnie nie przyglądając się swoim stopom. Nigdzie nie zagrzewałam miejsca na dłużej. Próbowałam się dopasować przejmując myślenie, utarty schemat postępowania wraz ze spuścizną genów oraz postaw rodzinnych i środowiskowych. Kiedy myślałam, że znam siebie oblekając się peleryną pewności jak ciepłym kocem, wywinęłam niezbyt zgrabnego fikołka na trzepaku życia.Szeroko otworzyłam oczy i usta próbując nabrać świeżego powietrza. Upadłam by podnieść się pełniejsza, lepsza, doświadczona. Moje oczy otworzyły się szerzej a ja wiem, że nie tylko patrzę ale i wyraźnie widzę, to co kiedyś było nieostre spowite mgłą.Wiem, że nie jestem sama, ktoś czuwa wysyłając mi dobre Anioły i mądre, pokrzepiające serc książki;)
Mój Rok 2012 będzie niezwykły bo niezaplanowany tak skrupulatnie jak to bywało kiedyś. Będzie radośniejszy bo dowiedziałam się co to jest wdzięczność i ciągle uczę się dziękować. Będzie bardziej świadomy bo postanowiłam iść swoją drogą wyznaczając swoje standardy życia zamiast dopasowywać się i przyrównywać do innych.
A Wasz Rok jaki będzie? ;)