O mnie

Moje zdjęcie
Jaka jest Katiuszka? Jestem zbieraniną fragmentów, których nie można poskładać w jedną,logiczną całość, ponieważ wykluczają się wzajemnie i stale się zmieniają. Ciekawią mnie ludzie i ich relacje ze światem.

wtorek, 30 października 2012

A miało być tak pięknie...


Drugi tydzień zalegam w domu bo Krzysiaczek postanowił sobie pochorować. Niby nie ma tragedii, gorączki też nie ma, więc po dzisiejszej przeszczekanej nocy stwierdziłam, że to nasilenie alergii. Pech chciał, że syrop sobie wyszedł z naszego leczniczego menu. Teraz się zastanawiam czy lekarka będzie tak łaskawa i wypisze nam receptę, bez osobistej wizyty w gabinecie.

Nie mam czasu na siedzenie przed kompem,( na czytanie książek też nie mam, chociaż niezły stosik od Kochanej Bibliotekarki przyniosłam) więc i nie spłodziłam swojego CV ani też nie zajrzałam nawet do PUPy. No nie może iść wszystko tak jak sobie zaplanowałam. Po co ma być tak nudnie, beżowo jak mogą pojawić się jakieś ekscytujące hopki. Chociażby taki sobotni atak zimy. O!!! To była jazda bez trzymanki! No dobra, miejscami był to taniec na lodzie, tudzież ślizg. Śniegu po kostki a my na letnich oponach, pędzimy którejś tam kategorii drogą, między jedną a drugą wioską na umówione spotkanie ze stolarzem od schodów. Pędzimy to raczej wielce nieodpowiednie słowo, biorąc pod uwagę jazdę 20 km/h, z modlitwą na ustach Boże utoruj nam drogę i nie pozwól nam się zatrzymać bo nie ruszymy i ugrzęźniemy na drodze w środku lasu. Nie wspomnę o połamanych gałęziach na drodze, które dzielny Jan musiał przewalać. No ale czego nie robi się dla przygody i przełamania beżowego koloru życia ;) Błysk ekscytacji z powodu takiej jazy w oczach  mojego Jana BEZCENNE!!

Tymczasem w domu wszystkie scenariusze zabawy przerobione. Pozostał jeden, jedyny skuteczny sposób(mimo klekotu z tyłu głowy DENTYSTA wita) na usadzenie Krzysiaczka w jednym miejscu.
KRÓWKA, króweczka, ukochana słodycz, cud miód, niebo w gębie...
Teraz dopiero mogę spokojnie przysiąść i nadrobić blogowe zaległości ;)



Ps: No dobra... przyznaję się, bywają chwile,  że nie ja mam władzę w ręce a Krówka ma władzę nade mną,  kiedy nie potrafię się oprzeć wyciągając rękę do torebki po kolejną Krówkę;)

1 komentarz:

  1. ojej, jak ja lubię krówki :) jak miętosiłam jedną w buzi i sięgałam po następną, to mi wody odeszły przed porodem :)

    Też wciąż jeżdżę na letnich! I też pozostało mi się modlić :)

    Zdrówka dla Krzysia!

    OdpowiedzUsuń